DEPRESJA SEZONOWA – historia Ewy

Ewa ma 31 lat, mieszka z mężem i dwójką dzieci w niewielkiej miejscowości niedaleko Warszawy. Wspólnie prowadzą rodzinną firmę – agencję reklamową. Ewa uchodzi za kobietę sukcesu i nic dziwnego, jest ambitna, spełniona zawodowo i atrakcyjna. Mimo nawału pracy i wielu obowiązków znajduje czas na aerobik i siłownię. Prawdziwym szczęściem i sensem jej życia są jednak dzieci. Z nimi dopiero odpoczywa, zabiera je często na spacery i basen. Specjalnie dla nich często gotuje ulubione spaghetti. Cała rodzina dwa razy do roku wyjeżdża na dwutygodniowy urlop. Wydawałoby się, że nic więcej nie potrzeba do szczęścia.

Idylla Ewy skończyła się późną jesienią ubiegłego roku. Zrezygnowała z zaplanowanego wyjazdu na narty. Od kilku tygodni czuła się bardzo źle. Z trudem wstawała rano do pracy, a gdy już pojawiła się w biurze, nie była w stanie skupić się na sprawach firmy. Na szczęście większością rzeczy zajął się mąż. Ewa nie była w stanie niczym się zająć, nawet przestała aktywnie spędzać czas. Wczesnym popołudniem kładła się do łóżka, skarżyła się na złe samopoczucie i ból głowy. Całe wieczory spędzała przed telewizorem, bezsensownie przełączała kanały w telewizji. Nie mogła się na niczym skupić. Mimo, że wcześniej trzymała linię, teraz nie dbała o swój wygląd, łapała się na podjadaniu słodyczy – cukierki i czekoladki znikały z szafki znacznie szybciej niż zwykle. Szybko przytyła. Kilka zbędnych kilogramów psuło jej humor. Swój stan tłumaczyła „chwilową chandrą”, która jednak nie mijała mimo upływu dni. Mąż Ewy zauważył tę, dość gwałtowną zmianę, w jej zachowaniu. Często dopytywał o przyczynę przygnębienia. Zazwyczaj wyrozumiały i ciepły, z czasem przestawał ją rozumieć. Problemy zaczęły się nawarstwiać. Zaczął się irytować, prosił aby „wzięła się w garść”, bo przecież nie ma żadnych powodów do zmartwień.

Tymczasem Ewa trafiła do lekarza z powodu przeziębienia. W przychodni, nie wspomniała o złym samopoczuciu, nie chciała lekarzowi „zawracać głowy”. Lekarz zalecił wykonanie dodatkowych badań i zapisał na kolejną wizytę. Jednak Ewa na nią nie poszła, sądziła, że nie ma takiej potrzeby – wyniki badań laboratoryjnych były prawidłowe, a przeziębienie minęło. Właściwie wydawało się, że wszystko było w porządku, ale w porządku nie było. Dziwne zachowanie Ewy zaczęło męczyć całą rodzinę. Któregoś wieczoru, po długiej naradzie rodzinnej Ewa zdecydowała, że pójdzie do psychiatry. Jej przyjaciółka dowiedziała się, że do poradni zdrowia psychicznego można udać się bez skierowania i telefonicznie umówiła ją na wizytę. W trakcie rozmowy z psychiatrą Ewa uświadomiła sobie, że ta sytuacja nie zdarza się po raz pierwszy. Przypomniała sobie, że również rok temu miała bardzo zły nastrój, była mniej aktywna w pracy, ciągle czuła się śpiąca, narzekała na bóle głowy, jadła dużo słodyczy. Z początkiem wiosny objawy te szybko ustąpiły i sytuacja zmieniła się diametralnie. Stała się wręcz nadaktywna. Całe popołudnia potrafiła poświęcać na chodzenie po sklepach, wizyty u fryzjera i kosmetyczki, spotkania towarzyskie. Przestała liczyć się z kosztami swych „wypadów”, choć wcześniej uważała się za osobę oszczędną.

Lekarz rozpoznał u Ewy objawy depresji sezonowej. Ta choroba pojawia się na przełomie jesieni i zimy, i ustępuje wczesną wiosną. Zazwyczaj właśnie wiosną pojawiają się objawy hipomaniakalne – chory ma wyjątkowo, aż nienaturalnie dobre samopoczucie, jest przesadnie aktywny. Z dużym prawdopodobieństwem można było stwierdzić, że taka sytuacja miała miejsce w życiu pani Ewy. Lekarz zalecił poranne seanse fototerapii i stosowanie leków przeciwdepresyjnych. Po dwóch tygodniach objawy depresji sezonowej znacznie się zmniejszyły, a po kolejnych kilku, ustąpiły. Ewie wróciła chęć do życia, mogła wreszcie normalnie pracować. Zniknął nadmierny apetyt oraz bóle głowy. Ewa zgłaszała się na wizyty kontrolne do lekarza, który po pewnym czasie zalecił odstawienie leków. Uprzedził też, że w razie ponownego pojawienia się objawów depresyjnych powinna zgłosić się do poradni.